Po otwarciu, a właściwie rozcięciu koperty bo inaczej otworzyć się nie dała, rozszedł się po pokoju dość intensywny aromat. Dominuje zapach miodu zmieszany z wisienką i odrobiną wanilli. Żona, która krzątała się koło mnie podczas nabijania fajeczki znikła na moment w kuchni, po czym wróciła niosąc kieliszeczek i rzecze: „Mi też nalej samolubie!” Na moje wielkie zdziwienie odparła że mam na pewno otwartą butelkę wiśni w likierze, taki bowiem zapach poczuła... Wiem że potrafi wyczuć zapachy pozornie usunięte

Tytoń bardzo łatwo poddaje się rozdrabnianiu, jest miękki i trudno znaleźć w nim jakieś ździebełka tudzież łodygi.
Pali się spokojnie, równo, dość chłodno. Nie paskudzi fajki kondensatem i pozostawia niewielką ilość jasnoszarego popiołu.
Osobiście nie wyczułem w smaku tego miodu, dość intensywnego po otwarciu paczki. Smak jest wyjątkowo łagodny i bardzo przyjemny. Trudno było mi nazwać to co wyczuwałem na języku, dopóki syn nie wspomniał czegoś o ptasim mleczku. Eureka! Właśnie tak smakuje ten tytoń – jak stare, dobre wedlowskie ptasie mleczko. Rzekłbym – tytoń śmietankowy. Słodycz, w porównaniu z Belle Epoque jest bardzo subtelna i taka jak gdyby przytłumiona.
Room note przyjemny, określony przez syna jako waniliowa czekolada mleczna. Teściowa, która ledwo toleruje Belle Epoque i Wanille Skandinavika była zachwycona aromatem No Name. Ba, nawet namawia mnie do palenia...

Podsumowując – pyszny, delikatny tytoń. Dla mnie może odrobinę zbyt lekki (ciągnie mnie do mocniejszych), ale chce się do niego wracać.